czwartek, 4 czerwca 2009

Dlaczego nie głosuję?


7 czerwca br. odbędą się wybory do tzw. parlamentu europejskiego. Reżimowe mass media, nie ustają w prowyborczej propagandzie. Wiele osób, również nacjonalistów, zadaje sobie w związku z tym pytanie – czy warto iść zagłosować? Postaram się więc przybliżyć konsekwencje uczestnictwa lub jego braku w tym demoliberalnym i obłudnym przedstawieniu.
Zacznijmy może od wiarygodności informacji o tym, że idąc do 'eurowyborów' decydujemy kto będzie reprezentował Polskę w Brukseli oraz decydował o kształcie i inicjatywach unii europejskiej. Jest to fałszem, gdyż tzw. parlament europejski jest jedynie instytucją o funkcji opiniodawczo-doradczej oraz częściowo kontrolnej. Realną władzę sprawuje Rada UE, która jest podstawowym organem prawodawczym oraz Komisja Europejska, która zbierając się na tajnych posiedzeniach decyduje o bieżącej polityce, inicjatywach uchwałodawczych (ma do tego wyłączne prawo), reprezentuje również unię wobec innych organizacji i państw. Tak więc wyniki wyborów decydują tylko o tym kto za nasze pieniądze będzie opiniował i doradzał biurokratom, którzy najważniejsze sprawy i tak omawiają na całkowicie tajnych zebraniach, niejawnych zarówno dla przeciętnego człowieka, jak i europosłów. Kolejną sprawą jest brak uczestnictwa w wyborach formacji reprezentujących polski interes narodowy. Do wyborów swoje listy zgłosiły następujące komitety wyborcze: UPR, PSL, Samoobrona, PPP, Libertas, SLD-UP, Centrolewica, Prawica RP, PO, PiS. Czy prawdziwy nacjonalista mógłby z czystym sumieniem oddać głos na którąś z tych partii? Na pewno pojawią się głosy o wybieraniu “mniejszego zła”, popieraniu Libertas lub Prawicy RP jako tych, którzy złagodzą lewicową politykę UE. Niestety ludzie należący do tych organizacji pokazali wielokrotnie, iż suwerenność Narodu jest dla nich tak samo abstrakcyjna, jak dla ich kolegów z lewej strony sceny politycznej. Ci sami ludzie startujący z innych partii, przez ostatnie 5 lat w europarlamencie, ani razu nie podnieśli głośno, żadnej z ważnych kwestii dotyczących wolności Narodu. Szybko wtopili się w parlamentarne środowisko stając się takim samym pasożytem jak reszta. Głosowanie w wyborach może mieć sens, jeżeli chcemy wypromować daną idee, w przypadku jednak tych wyborów, gdzie nie startuję nikt reprezentujący nacjonalizm, wyznawcy tej ideologii nie powinni wybierać tego zła. Mało ważne- czy mniejszego czy większego. Razi mnie przy tym czasem minimalizm tzw. Narodowych- radykałów, którzy za radykalizm uznają ostrość używanych haseł na manifestacjach, za to idąc do wyborów tańczą dokładnie tak jak zagrają bonzowie tego świata. Wiele osób podziela pogląd na to, że nie ma kogo poprzeć, a więc warto iść oddać głos nieważny lub napisać swoje zdanie na temat UE na karcie wyborczej. Jest to działanie zupełnie bezcelowe, a nawet szkodliwe. Sam fakt uczestnictwa w wyborach jest oznaką legitymizacji unijnej władzy, poparcia dla demoliberalizmu oraz morderczej dla Narodu ideologii unii europejskiej. Frekwencja jest liczona na podstawie liczby osób biorących w wyborach. To czy głos jest ważny czy też nie, nie ma znaczenia. Tak więc oddając głos nieważny sami podajemy reżimowi do ręki broń propagandową pod nazwą frekwencji. Nie bez powodu wszyscy systemowi politycy namawiają do wzięcia udziału w nadchodzącej farsie – im wyższa frekwencja tym częściej i głośniej będzie można mówić o prawdziwym poparciu dla tzw integracji europejskiej i antywartości promowanych przez Brukselę. Część młodych osób z pewnością pójdzie do wyborów z czystej ciekawości, dla samego faktu uczestnictwa w czymś nowym, nieznanym dla nich. Jest to również postawa godna potępienia. Czy to, że nigdy nie zażywałem amfetaminy, ani nie molestowałem seksualnie dzieci oznacza że mam tego spróbować przy najbliższej okazji? Koszt organizacji tego typu imprezy również nie jest bez znaczenia. Uprawnionych do głosowania jest około 375 milionów obywateli unii europejskiej. Każdy z nich, w pobliżu swojego miejsca zamieszkania będzie miał możliwość oddania głosu. Tak więc należy zatrudnić do tego przedsięwzięcia setki tysięcy urzędników, członków komisji wyborczych, do tego wydrukować tony kart do głosowania oraz postawić w stan gotowości olbrzymie siły policyjne do ochrony każdego z punktów wyborczych. Te koszty to jeszcze nic. Każda okazja do przelania pieniędzy podatników na prywatne konta wielkich korporacji i ich właścicieli jest dobra. Tak więc już od jakiegoś czasu, z ekranów telewizyjnych wyświetlających sygnał komercyjnych stacji, z radioodbiorników nadających na falach prywatnych rozgłośni oraz z drukowanych przez wielkie, międzynarodowe koncerny gazet biją nas w oczy hasła propagandowe zachęcające do wzięcia udziału w wyborach. Nie są one wiele sprytniejsze od tych znanych z czasów PRLu, czy propagandy Goebbelsowskiej, za to równie widoczne i intelektualnie oraz wizualnie obrzydliwe. Chyba żaden myślący człowiek, który wypruwa sobie żyły w pracy, aby ledwo utrzymać swoją rodzinę nie przejdzie obojętnie koło gigantycznych sum idących na propagandę (dodajmy jego pieniędzy, bo przecież unia utrzymuje się z naszych podatków). Wedle ostatnich badań Eurobarometru do urn ma zamiar wybrać się 34% osób uprawnionych do głosowania. Patrząc na ostatnio odbywające się wybory wyraźnie widoczna jest tendencja spadkowa. Dlatego w niedziele 7 czerwca polecam wybrać się na rodzinny spacer, pograć w piłkę, poopalać się lub najlepiej zrobić coś dla Ojczyzny. Miejmy nadzieję że żenująco niska frekwencja w tzw. wyborach europejskich będzie pierwszym krokiem ku upadkowi ponadpaństwowej, siejącej zamęt i zgniliznę moralną instytucji niewolącej nasz Naród, jaką niewątpliwie jest unia europejska.

Dominik Mikuła


Autor popiera akcję http://bojkotwyborow.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz